Joanna Roszak, Żuraw z origami. Opowieść o Józefie Rotblacie - recenzja

Joanna Roszak, Żuraw z origami. Opowieść o Józefie Rotblacie - recenzja

Ach, co to jest za książka! Jeśli nazwisko Józefa Rotblata mówi Wam niewiele, niestety najprawdopodobniej nie jesteście w mniejszości. Wystarczy kilka słów, by zrozumieć jakiego kalibru była to postać i jak nieprawdopodobne było jej życie...

Polak żydowskiego pochodzenia, wybitny fizyk, który podczas II wojny światowej pracował nad bombą atomową w Projekcie Manhattan i porzucił tę pracę ze względów etycznych, by w latach powojennych zostać pionierem badań nad promieniowaniem w medycynie i aktywistą na rzecz pokoju, za co w 1995 roku otrzymał pokojową Nagrodę Nobla.


Ale ten życiorys, którym można by obdzielić kilkoro istnień, to jeden z wątków tej książki, w całości utkanej z tak wielu perspektyw, że aż zapiera dech. I choć kompetencje autorki, jak i sama autorka są mi znane - to mimo wszystko zachwyt nad jej głęboką wrażliwością, badawczą dociekliwością, unikaniem uproszczeń i łatwych diagnoz pozostał we mnie długo po zamknięciu tej przeczytanej jednym tchem książki.

Ta biografia, która rozszczelnia ramy gatunku, jest w niej nie człowiek, a cała jego epoka. Autorka wykracza poza rolę biografa, stając się archeologiem pamięci, tropiąc ślady, by je zapisać na chwilę przed tym, zanim znikną. I w tym procesie wydobywania z niebytu, dążenia do zapisu i niemożności odtworzenia rozproszonych śladów prezentuje czytelnikowi swój warsztat - widzimy narratorkę, która przemierza przestrzeń geograficznie, przeszukuje archiwa, szuka śladów jak wytrawny detektyw. I jednocześnie widzimy jej tekst, przetykany niedopowiedzeniami, pełen wątpliwości, pytań i białych plam, w którym portret bohaterów to raczej miękko prowadzony wielokrotnym prowadzeniem ołówka niż wyraźną kreską. 

Tekst, który dostajemy do ręki, zgodnie z intencją autorki jest jak mapa. I tak, też tak czuję ten zamysł, że trzymamy w rękach wielowymiarową mapę, którą można poruszać się w wielu kierunkach. W tym sensie to znowu więcej niż biografia - jeśli czytelnik oczekuje klasycznej opowieści o życiu i twórczości, dostanie dużo, dużo więcej. 

To opowieść o utracie ukochanej kobiety. Subtelna tkana z dokumentów i intuicji historia o miłości Józefa, który przeżył i nie mógł zapomnieć oraz Toli, która wsiadła w niewłaściwy pociąg i zginęła w obozie zagłady. Z naprawdę nielicznych śladów po Toli, pieczołowicie rekonstruowana jest jej postać, konkretna i pełna niedopowiedzeń zarazem. Niknie i się pojawia, w delikatnej fastrydze przez całą książkę.

To opowieść o ocaleniu z Zagłady rodziny Rotblata, którą zaczyna się, myśląc, że tyle już o Zagładzie napisano... a kończy się w głębokim rozedrganiu. Każdy z ocalonych bohaterów, a nawet każdy z ich epizodycznych nieocalonych przyjaciół, sąsiadów, znajomych zyskuje tu swoją wielowymiarowość. Pełna szczegółów, skomplikowana, poruszająca dogłębnie narracja kryje w sobie i jednostkowe losy, i rdzeń polsko-żydowskiej historii opowieści. Narratorka pozostaje najbliżej swoich żydowskich bohaterów jak się da, oddając im głos, posługując się ich kalendarzem i językiem, chodząc ich śladami. Sięga przy tym do ich zapisków i opowieści, by odtworzyć ich perspektywę tak realnie, że czujemy wraz z nimi wilgoć zatęchłego schronu i ten narastający, bezbrzeżny lęk. I są tam Polacy. Widzimy ich to z bliska – gdy po latach w rodzinnych archiwach odnajduje się identyczna fotografia bawiących się wspólnie dziewczynek – małej Polski i małej Żydówki. Widzimy ich też w pewnym oddaleniu – gdy otrzymują kosztowności za pomoc, jak trochę się nie starają, a jednak mimo wszystko narażają życie. Autorka zostawia ich w półcieniu, nie ferując wyroków, nie stawiając kropki na końcu tej opowieści. 

To też opowieść o aktywizmie, który mocno wyrasta z doświadczeń bohatera. O utracie wiary w naukę i współodpowiedzialności, które mogłyby roztopić się w poczuciu winy, a stało się inaczej dzięki determinacji i żywotności bohatera. I znowu - jest w relacji autorki do bohatera prawdziwa maestria: jest w niej subtelność, skrupulatność, badawcza dociekliwość, jest w niej też dużo powietrza, dużo świadomie pozostawionych miejsc nieopisanych. Widzimy człowieka, który się waha, który błądzi i który rani. Człowieka, który ma charyzmę i porywa tłumy, a jednocześnie jest bardzo samotny. Bohatera, który wymyka się jednoznacznej ocenie. 

I jeszcze - last but not least - zastanawiam się, jak to się robi, że się tak pięknie pisze o fizyce, że brzmi to jak poezja. Nie ma innego wyjścia, do tego wszystkiego trzeba być Joanną Roszak po prostu. 

Wiem, że jestem jedną z pierwszych czytelniczek tej nieoczywistej książki, bardzo jeszcze ciepłej, wprost z drukarni i bardzo chcę by mój zachwyt zwrócił na nią Waszą uwagę. To książka, która powinna być czytana, dyskutowana, widziana, doceniana wyróżnieniami i nagrodami - i mam nadzieję, że tak się 
stanie.

Tekst Marta Kowerko-Urbańczyk

Źródło: https://www.facebook.com/poczytalna/photos/a.232717057168207/625887001184542/?type=3&theater