Język czasu i wojny, Jarosław Mikołajewski, "Gazeta Wyborcza", 18.09.2002

Język czasu i wojny, Jarosław Mikołajewski, "Gazeta Wyborcza", 18.09.2002

Pytamy często: Jak wielkiego potrzeba nieszczęścia, żeby świat w nie uwierzył? Pytamy błędnie - to nie jest kwestia nieszczęścia, to kwestia języka. Języka świadka, który opowie wojnę tak, żeby ktoś, kto nie traci w niej dzieci, uwierzył i zrozumiał jej istotę. Żeby zrozumiał, a równocześnie żeby nie mogło mu się pomieścić w głowie, że toczy się ona w tej samej "rodzinnej Europie", w której on właśnie zjada golonkę, wyprowadza psa na spacer, reklamuje wadliwy czajnik, kupuje nowy wózek dla dziecka.

"Był ostatni dzień roku, w którym zaczęła się wojna (1992). Wieźliśmy pomoc dla oblężonego miasta. Wjechaliśmy do Bośni od południowej strony. Nim nastał zmierzch, zdążyliśmy zobaczyć wioski, w których nikt już nie mieszkał. Domy i świątynie zrównano z ziemią. Co zrobiono z ludźmi?..." Tak zaczyna się książka "Jakbyś kamień jadła" Wojciecha Tochmana - jak baśń. Tochman wie, że wszystko, co we współczesnym języku zaczyna się jak wojna, okazuje się bajką, bujdą, ekranizacją. Przyczyny są dwie: ideologiczne uwikłanie i medialna kariera wojny. Gdziekolwiek wybucha konflikt, natychmiast otrzymujemy jego interpretację. I dobrze - powody są ważne. Ważne jest wiedzieć, gdzie jest dobro, gdzie zło, opowiedzieć się po stronie skrzywdzonych, jak w filmie z dobrym i złym bohaterem. No właśnie - jak w filmie. 

Trzy poziomy archeologii 

Żeby uniknąć tej podwójnej pułapki, Tochman sprowadza język swoich reportaży do punktu zero i pozwala, żeby to wydarzenia go kształtowały. Wjeżdżając do Bośni, wjeżdża do nowej Pompei. Z tą różnicą, że nikt dziś nie opłakuje zmumifikowanych ciał pompejańczyków. W Bośni archeologia skupia się na żywym organizmie, na odczuwaniu. 

Relacje Tochmana rozgrywają się na trzech poziomach archeologii. Na pierwszym są sieroty, które szukają swoich bliskich. Najważniejszą jest Mejra - matka, która szuka swojego syna wśród szczątków wydobytych ze zbiorowych mogił, wśród starannie wypranych, zdjętych ze zwłok ubrań oznaczonych skomplikowanym, ale logicznym i czytelnym kodem. Jest w niej miłość, ból, nadzieja, rezygnacja, płacz, niezrozumiałe gesty i nocne koszmary. 

Na drugim poziomie są specjaliści, którzy szukają zmarłych dla żywych. Tu najważniejszą postacią jest doktor Ewa - antropolog, specjalista od kości ("wykopała dwa tysiące ciał. Wyłowiła ze studni, wyciągnęła z jaskini, wygrzebała na wysypisku śmieci albo spod wieprzowych kości"). To ona, gdy najbliżsi zidentyfikują ubranie, odszukuje worek ("body bag"), w którym zebrano organiczne pozostałości po jego właścicielu. "Wyjmuje szczękę górną, żuchwę z kilkoma zębami i kilka zębów luzem. Wkłada je w odpowiednie zębodoły, sprawnie składa całą szczękę. Podchodzi do brzegu sceny i demonstruje to rodzinie. - Czy to mógł być pani ojciec?... (...) - Kocham kości - mówi doktor Ewa - kości do mnie przemawiają. Patrzę na kości i wiem, na co człowiek chorował, jak chodził, jak lubił siedzieć. Narodowość po kościach odczytam. Kość udowa Muzułmanina jest wygięta w lekki łuk, bo Muzułmanie kucają." Doktor Ewa - Sherlock Holmes i William de Baskerville wojennego cmentarza. 

Na trzecim poziomie jest reporter - archeolog, który wygrzebuje w zgliszczach zbolałe rodziny i miłosiernych specjalistów. Reporter, czyli sam Tochman, ukryty za swoim słowem, jak gdyby był drzewem, wzgórzem, wypalonym domem. On wie, że można powiedzieć tylko tyle, ile się widzi i słyszy, i ani pół słowa więcej. Komentarz, przymiotnik, zapis własnej reakcji - to są grzechy języka wobec wyobraźni i sumienia. Trafność, lapidarność, minimalizm - taki język to metoda na prawdę. Bo jak inaczej opowiedzieć o wojnie w Bośni, o mordowaniu sąsiadów, o zacieraniu śladów, o ich odtwarzaniu? Jedyny sposób to pojechać tam i pozwolić prowadzić się widzianemu światu. Jego obraz zaprowadzi do ludzi. A ludzie zaprowadzą do swoich zmarłych lub do nieoczekiwanego ich odnalezienia. Często do niewiadomej, do otępiałej rozpaczy, do spustoszenia, do własnej pamięci i przerażającej rekonstrukcji faktów. "- Kto jest temu winny? - pyta dyrektor Marković. - Wojna. Kto nam ją tutaj zrobił? Nowy światowy porządek. Zniszczono Związek Radziecki, a potem naszą armię. Czwartą armię świata miała stara dobra Jugosławia!" Trzeba wykazać cierpliwość wobec całej różnorodności świadectw - z tych opisów sama ułoży się złożona prawda. 

Język Tochmana jest również metodą walki z ideologizacją historii. Jego czytelnicy patrzą na precyzyjne kontury tragedii, nie otrzymując ideo-logicznego wytłumaczenia, kto tu jest winny. Dostają świadectwo. Jeśli więc Tochman pisze, że "NATO nie nadleciało na czas. Serbowie weszli do miasta", to nie jest to interpretacja, to jest prawda. Jeśli relacjonuje rozkaz: "Na ciężarówki!", rejestruje prawdę. Nie oskarża. Czyny i adekwatne do nich słowa same w sobie są wyrazem sprawiedliwości. 

Precyzja koronerska 

To niemożliwe, żeby u źródeł tego języka nie było gniewu. Gniew na oprawców i na milczących świadków, lecz również na język - skundlony przez ideologie i media. Autor "Jakbyś kamień jadła" źle go traktuje, odmawia mu prawa do odradzania się w nieistotnych formach. Sprowadzając go do najbardziej ubogiej, esencjonalnej formy, być może nieświadomie wprowadza reportaż do najbardziej wydestylowanego gatunku - do poezji. 

"Nikt nie idzie, nikt stąd nie wychodzi, lepiej nie 

Siedzą i oglądają: każdy swój własny film. 

Ktoś jednak krzyczy, wyje raczej. 

Ktoś się śmieje. Patrzy w lusterko. 

Wali pięściami we własną czaszkę. 

Płacze. 

Wybałusza oczy, pokazuje język. 

Sika na trawę. 

Ktoś inny w spodnie, cieknie mu z nogawek." 

Tochman nie tyle wplótł ten wiersz w swoją relację, co wysuszył relację do szkieletu wiersza. Tradycyjny język pękł, nie wytrzymał konfrontacji ze światem. Ten fragment rozbity jest na wersy, reszta tekstu ma układ prozy - do prawej krawędzi strony. Ale gdyby w tej reszcie postawić cezury, całość byłaby poematem. I niech nikt nie pomyśli, że poemat to coś poetycznego. Poemat to najwyższy stopień świadomości słowa. Precyzja nie tyle chirurgiczna, co koronerska. Opowieść przez zaciśnięte zęby. 

W krótkich zdaniach poety, reportera, agenta i szpiega Tochman nie tylko opisuje, lecz również wyciąga wnioski, syntetyzuje sytuację, do której wojna bośniacka doprowadziła świat. "Badanie DNA (...), body bags, komputery, internet, skomputeryzowane chłodnie, wózki widłowe, brytfanny na kółkach..." Mówiąc o nowościach tej wojny w stosunku do wszystkich poprzednich, najchętniej wylicza. Poetyka wykazu jest zgodna z poetyką tego poematu. 

Próbuję wyobrazić sobie, jak wielkiej pracy nad sobą i nad językiem musiał dokonać autor tej książki, żeby wysłuchać, obejrzeć i zrozumieć istotę języka. Podejmując ten wysiłek, chcę nazwać reportaże Tochmana wybitną literaturą. Ale mam językowy problem - literatura czasu pokoju zasługuje na to tylko w pewnym stopniu. 

Jarosław Mikołajewski, "Gazeta Wyborcza", 18.09.2002

Wojciech Tochman, Jakbyś kamień jadła. Sejny 2002, Pogranicze.

Wojciech Tochman, Jakbyś kamień jadła (wydanie drugie). Sejny 2003, Pogranicze.