Miłosz rozpoczyna swoją obszerną wypowiedź od nawiązania do tradycji 1789 roku: Otóż wydaje mi się, że my wszyscy jesteśmy spadkobiercami oświecenia i Wielkiej Rewolucji Francuskiej. My, to znaczy wszyscy ludzie zajmujący się od strony intelektualnej pisaniem, malowaniem, tworzeniem muzyki, publicystyką. Później precyzuje to, dookreślając, iż chodzi mu o, nazywa ją tak za Istvanem Bibo, inteligencję narodową. Dzieje owej inteligencji (dobrze, że rozjaśnił poeta wymowę cytowanego zdania, bo przecież przypisanie całej współczesności elity intelektualnej dziedzictwu Rewolucji byłoby grubym błędem) wiążą się z kolei z dziejami awangardy. Mówiąc najkrócej: chodzi Miłoszowi o tworzenie dzieł wymierzonych w przyszłość. Charakteryzując swoje ukierunkowanie jako pisarza, mówi autor Trzech zim, iż stara się być użytecznym dla tak zwanych ludzi "przeciętnych", przy czym świadom jest wątpliwego rezultatu tych zamierzeń.
Jerzy Prokopiuk uważa wprowadzony przez Miłosza podział na "wyspiarzy" i lud za anachroniczny: twierdzi, jakoby w krajach Europy Wschodniej powstało zjawisko inteligencji ludowej. Co prawda rację ma, głosząc szanse lepszego porozumienia tej grupy z resztą społeczeństwa, lecz opierając się na własnej obserwacji zaliczających się do niej kadr uniwersyteckich (rozumiem, że chodzi nie tylko o ścisłą elitę) mogę wyrazić poważne obawy co do tej jakości.
Dyskutant rozróżnia kilka nurtów w życiu duchowym krajów naszej części kontynentu, kilka propozycji (między innymi irracjonalizm i ideologię Kościoła katolickiego) ocenianych przez siebie negatywnie. Opowiada się za koncepcją transracjonalną, czyli taką, która nie rezygnując z osiągnięć nacjonalizmu epoki mieszczańskiej, pragnie poszerzyć ludzkie możliwości o to, co uważano do tej pory za irracjonalne i z definicji złe. Sama w sobie propozycja to zapewne dobra...
Sokrat Janowicz, nazywający siebie literatem białorusko-polskim albo polsko-białoruskim, wtrąca do rozmowy wątek nacjonalizmu, Jerzy Sosnowski, jak od publicysty "Gazety Wyborczej" należało oczekiwać, objawia swój entuzjazm dla idei ponadnarodowej wspólnoty europejskiej, której prezydentem byłby na przykład Vaclav Havel. Czy hydraulicy są reformowalni? Przyznam się, że w ostatnich latach mój sceptycyzm co do możliwości oświecenia rośnie. Piszący te słowa uważa się raczej za hydraulika. Do wszelkiego "oświecenia" podchodzę z dużą nieufnością; w tym konkretnym wypadku wątpię mocno, by właśnie takie mechaniczne fuzje były najwłaściwszą drogą do gaszenia ognisk nienawiści. Bliższa jest mi wypowiedź innego polonisty, Aleksandra Fiuta: Oczywiście, że nacjonalizm będzie nam zagrażał i nie tylko nam, także Europie Zachodniej, o czym nie trzeba zapominać. Może jest to obrona tożsamości lokalnej przed homogenizacją, kurczowa obrona tego, co własne, co nas określa? Również Czyżewskiego sąd o winie intelektualistów w skłócaniu "hydraulików" różnych narodowości uznaję za trafny. Tylko, że teraz, mówiąc po ludzku - inni intelektualiści muszą to "podkręcać". Mówi redaktor "Krasnogrudy": Na Bałkanach wojnę prowadzi intelektualista Karadżić, który właśnie odebrał w Moskwie nagrodę za swoją twórczość poetycką, a do Rosji powrócił Aleksander Sołżenicyn i nie jest bez znaczenia to, co ludzie od niego usłyszą.
Dyskusja, chyba nie muszę dodawać, nie zakończyła się okrzykiem "Eureka" lub podobnym, jednakowoż warta jest lektury i chwili refleksji. Oprócz wymienionych brali w niej udział: Akos Engeimayer, Mykoła Riabczuk, Mileta Prodanović (Serb), Aleś Debeljak (Słoweniec), Andrzej Menewel, Robert Traba. Pojawił się więc problem byłej Jugosławii, małych ojczyzn i takie między innymi zdanie Traby, reprezentującego Wspólnotę Kulturową "Borussia": Pytanie, jakie powinniśmy sobie postawić, jest następujące: jak żyć z tym, co jest po prostu nieuchronne? Jak uchronić się od tego, aby nacjonalizm nie przybierał form ekstremalnych (...)? Jedną z możliwych odpowiedzi są poczynania "Borussii" i "Pogranicza" - samookreślenie się z miejscem, z którego się pochodzi.
Rafał Rżany, "nowynurt" 17.09.1995
Krasnogruda nr 4, Sejny 1995, Pogranicze.