Fragment artykułu Jarosława Mikołajewskiego:
"Ginczanka pozostawiła jasny ślad we wszystkich, którzy ją spotkali. Tropię jej tajemnicę, choć coraz trudniej ją uchwycić. Pozostał mi ostatni świadek jej życia - w "TP" portret tragicznie zmarłej żydowskiej poetki. Zuzanna Ginczanka to może nawet bardziej materiał na film niż na artykuł czy książkę. Pierwszy kadr mógłby rozgrywać się tutaj, w Paryżu, w mieszkaniu ostatniej przyjaciółki poetki. Ostatniej, która żyje i ma się świetnie nie tylko "jak na swoje 96 lat". Co dzień chodzi na pływalnię, przepływa cztery baseny. Owszem, przed tygodniem upadła i się potłukła, ale co robić? Wstała, poszła do przyjaciółki na urodziny i wróciła do domu. Tak, to mógłby być ten pierwszy kadr filmu - do dr Ludwiki (Lusi) Stauber przychodzi ktoś taki jak ja, w równym stopniu zafascynowany Zuzanną Ginczanką, co zdezorientowany jej wieloznacznością. Z nadzieją, że uda mu się w końcu ją złapać. Dostrzec ten główny rys, który sprawiał, że pozostała we wszystkich, którzy ją spotkali, a ucieka tym, którzy próbują zobaczyć ją w opowieściach. Ta myśl towarzyszy mi od 10 lat, kiedy napisałem pierwszą opowieść o niej."
"Wiersze zebrane" Zuzanny Ginczanki ukazały się nakładem Wydawnictwa Pogranicze.