Hymn o miłości i śmierci, Piotr Kępiński, "Tygodnik Powszechny"

Hymn o miłości i śmierci, Piotr Kępiński, "Tygodnik Powszechny"

Goran Bregović twierdzi, że Sarajewo czasów jego młodości było małą prowincjonalną dziura. Każdy znał każdego turyści zaś zatrzymywali się tam tylko po to, żeby zatankować swoje samochody i uciekać czym prędzej nad morze. Dla Dżevada Karahasana Sarajewo było uosobieniem mitu o wspólnocie. A Izet Sarajlić musiałby chyba wyzwać Bregovicia na pojedynek za obrazoburcze słowa o ukochanym mieście. 

Ten najpopularniejszy i bodaj najbardziej ceniony poeta bośniacko-hercegowiński, zwany swego czasu "jugosłowiańskim Gałczyńskim", całe swoje życie spędził w Sarajewie. Napisał w tym mieście wszystkie swoje książki, a co najważniejsze, poznał tam największą i jedyną miłość - Mikicę i to jej właśnie w całości poświęcił książkę, która niedawno ukazała się w Polsce.

"Kocham bardzo" Sarajlicia to w zasadzie zbiór szkiców, a czasami krótkich opowiadań i wspomnień, związanych z miastem, miłością i śmiercią. Nie jest to jednak klasyczny pamiętnik lub dziennik. W tej książce tkwi tyle poezji i nieprawdopodobnych metafor, że każda próba wpisania jej w jakiekolwiek ramy gatunkowe musiałaby skończyć się fiaskiem. 

Sarajlić wymyka się szufladkowaniu, przytacza swoje dawne wiersze, przypomina postaci przyjaciół i krajobrazy. Można powiedzieć - swobodnie dryfuje w pamięci. Ważny jest dla niego zarówno listonosz, jak i wybitny poeta. Znamienne, że o politykach prawie w ogóle nie wspomina. Od czasu do czasu jakieś gorzkie zdanie. Chociaż - zrobił jeden pozytywny wyjątek. Napisał: "Gdybym miał własną kapitułę, order moich uczuć pierwszej klasy przyznałbym Tadeuszowi Mazowieckiemu"... 

W zasadzie nie opowiada o sobie. Nie powinno jednak nas to dziwić, wszak jego życie podporządkowane było miłości i przyjaźni. A najważniejszą osobą była Mikica. Dlatego też narracja rozpoczyna się w momencie jej poznania, kończy się zaś w chwili jej śmierci. 

Dawno już nie czytałem książki, tak całkowicie wypełnionej czułością i oddaniem. I nie ma w tym żadnego kiczu. Jest prawdziwa sztuka, wielka dyskrecja i paradoksalnie - niebywała szczerość. 

A do tego jakże pięknie potrafi Sarajlić pisać o Sarajewie! Tak pięknie, że nawet Bregović zwątpiłby w swoje teorie. Głowę daję. To pewne, że klimat wieloetnicznej społeczności uwiódł tego poetę. Nie musiał nigdzie wyjeżdżać w poszukiwaniu inspiracji. Wszystkie swoje wiersze napisał pomiędzy ulicami Ognjena Pricy i Fuada Midżicia. Wyznaje: "żeby dotrzeć do wiersza, nie musiałem nawet wkładać butów". 

Oczywiście, "Kocham bardzo" nie jest żadną sielanką. Nie jest eklogą o parze beztroskich kochanków, którzy zdobyli świat i byli szczęśliwi jak nikt inny na świecie. To, że byli szczęśliwi, nie ulega wątpliwości, to, że zdobyli świat dla siebie - też jest pewne. Ale ich wspólne życie naznaczone było zarówno troską jak i cierpieniem. A ostatnia wojna i oblężenie miasta przypieczętowały smutek. Sarajlić pytany kiedyś przez dziennikarza BBC, czy wojna zmieniła coś w jego twórczości, odpowiedział: "Tak, bo teraz nawet moja radość jest smutna. Jest coraz smutniejsza". 

Co ciekawe, Sarajlić napisał pochwałę swojego miasta, nie wspominając prawie wcale o budynkach i zabytkach. Ulice i place są ważne dla poety wtedy, kiedy zapełniają je ludzie. Nie interesują go martwe krajobrazy. Ta książka przypomina wielki czarno-biały portret zbiorowy, na którym niektóre postaci nie ukrywają bólu, inne się cieszą, a jeszcze inne po prostu milczą. Nade wszystko jest to piękny i niezwykle barwny hymn do miłości i o miłości. 

Zawiedzie się jednak ten, kto będzie szukał u Sarajlicia humorystycznych popisów. Sarajewski poeta wie bowiem, że nie takie historie wypada mu opowiadać. Zdaje sobie sprawę, że musi pamiętać, na przykład, o śmierci znanego hercegowińskiego dramaturga Miodraga Żalicy, który "został pochowany na Vlakovie. W warunkach wojennych, jak pies. Z braku innych środków transportu odwieziono go tam ciężarówką zakładu oczyszczania miasta. Nawet Mozart miał godniejszy pogrzeb". 

Czytając ten właśnie szkic przypomniałem sobie książkę Antonije Żalicy "Ślad smoczej łapy" (wydanej rok temu przez "Pogranicze"), która jest dziennikiem "czasu oblężenia" Sarajewa. A Antonije to syn Miodraga Żalicy, również dramaturg, mieszkający obecnie w Amsterdamie. W książce Antonije pojawia się Izet Sarajlić. W jednej ze scen widzimy, jak autor "Kocham bardzo" podchodzi do młodego Żalicy z napoczętą paczką ronhillów. Mówi, że niczego innego nie ma. W tym geście kryje się cała natura tego człowieka. (Co znaczy papieros w wojennych warunkach - jedni pamiętają, inni mogą tylko podejrzewać). A literatura Sarajlicia jest równie piękna, jak jego gesty. Bezpretensjonalna, prawdziwa, uczciwa. 

Piotr Kępiński, "Tygodnik Powszechny", 14.01.2001 r.

Izet Sarajlić, Kocham bardzo, Sejny 2003, Pogranicze.