Powszednia rzeczywistość nabiera takiego spiętrzenia, że w każdej chwili może eksplodować w mit, jeśli tylko Gospodarz zechce odkryć rąbki tajemnic skrytych w zakamarkach udomowionej przestrzeni. Jest w gabinecie fotel, niby ten ze Strzelcowizny, o którym bajędy augustowskie mówią, że nasz Pokutny w nim siadał, nie więcej zajmując miejsca niż kot jakiś mizerny. A wokół pajęcza gęstwina odniesień przedmiotów rozmaitych ku Panu Jerzemu, korespondencji serdecznych, znaczeń ukrytych, szeptów niezamilkłych, znaków tajemnych, związków emocjonalnych, które niepostrzeżenie mogą stać się przyczynowo-skutkowymi.odarz zechce odkryć rąbki tajemnic skrytych w zakamarkach udomowionej przestrzeni. Jest w gabinecie fotel, niby ten ze Strzelcowizny, o którym bajędy augustowskie mówią, że nasz Pokutny w nim siadał, nie więcej zajmując miejsca niż kot jakiś mizerny. A wokół pajęcza gęstwina odniesień przedmiotów rozmaitych ku Panu Jerzemu, korespondencji serdecznych, znaczeń ukrytych, szeptów niezamilkłych, znaków tajemnych, związków emocjonalnych, które niepostrzeżenie mogą stać się przyczynowo-skutkowymi.
Skąd u tego, który widział zagładę całego Miasta sypiącego się w gruzy i całego Narodu obracającego się w popiół, ta wiara w trwanie? Skąd ta pasja gromadzenia przedmiotów i uległość wobec wstępowania w związki serdeczne z nimi? Skąd ten gabinet na Żoliborzu, bogaty trwaniem rzeczy i pamięcią o odciśniętych w nich, "na podobieństwo kopalnych paproci", historiach? Czy nie lepiej nauczyć się obojętności w stosunku do tego, co w każdej chwili może przestać istnieć? Czy jednak może, ot tak, na zawsze, zanieistnieć coś, co trwało w całej rzeczy oczywistości? "Dawne jest dożywotne" - odpowiada poeta.
Miał dziadka, który "wierzył w nieprzemijalność stołu, amarantowego obrusa z pluszu, okien dobrze opatrzonych na zimę..." Wnuk po latach przyznaje mu rację poprzez zapamiętanie, "będące niczym innym jak przypomnieniem."
Pan Jerzy jest jak nocne motyle, którym okno swego gabinetu pozostawia otwarte - skrywają swoje wspaniałe barwy w ciemności, skąd nigdy nie wyjdą na światło dzienne. On również nie puszy się w świtle dnia. Drzwi swego gabinetu cierpliwie pozostawia otwarte... dla entomologów-archeologów natrętnych, gotowych kopać w tej gabinetowej studni bez dna, by doświadczyç, jak “głęboka warstwa neolitu ożywia martwotę powierzchni”.
Wiedziałem, że gdy razem z Bożeną Szroeder i Wieśkiem Szumińskim zaczniemy dopraszać o uchylenie rąbka tajemnicy różnych wykopalisk gabinetowych, Gospodarz zwróci naszą uwagę nie na drogocenności i obrazy mogące osiągać wysokie ceny na rozmaitych aukcjach, lecz na przedmioty znacznie bardziej powszednie i zagadkowe. Wszak to "nie w siódmej sferze, ale pod powłoką pospolitości, w powszednim dniu, w rzeczach zwyczajnych" skrywa się owa niezgłębialna dziwność istnienia, którą kiedyś Witkacy odszkiwał u Schulza: "w miejscu, w którym każdy czułby się jak więzień, czuje się człowiek pod sugestią Schulza jakby w ciągłej podróży..." Tak i my czuliśmy się w gabinecie Pana Jerzego, gdy uchylał rąbka tejemnicy dobrodziejstw swego inwentarza, podczas tego cichego rytuału "mityzmu dziecięcego", a więc "przenoszenia się życia w rzeczy".
Krzysztof Czyżewski