I zmęczenie, ale to łagodny grymas. Okraszony uśmiechem. Ostatnich kilka dni wytężonej pracy daje się we znaki, rośnie też, choć się o niej tu nie mówi, presja – dziś przecież wszyscy mają zobaczyć efekt tych wysiłków. Oczekiwanie, tak, to chyba właściwe słowo na opisanie tego przedpołudnia.
Więc czekamy. Ci, którzy nie mają jeszcze próby do odegrania, instrumentu do nastrojenia, nici do nawleczenia, ćwiczenia roli ani żadnej z części instalacji do skontrolowania (czy wszystko działa? Czy nagłośnienie nie zawiedzie?) snują się trochę. W amfiteatrze, na trawie i w słońcu przyglądają się zgiełkowi przygotowań.
Czarny most czeka. Farba, wczoraj jeszcze lepka (słychać było pod stopami dźwięk odrywanych od desek podeszw) dziś już wyschła.
Przejdą po nim?
Zostaną po swojej stronie?
A która to strona?
Jeszcze kilka godzin i może choć jedna odpowiedź. Na razie trzeba jeszcze czekać. Porozkoszować się miejscem, przestrzenią, ciszą, jeziorem.
I nagle przychodzi wieczór. Ubrani w czerń, ciemne barwy – to mieszkańcy Wioski. Tuż przed dworem kłębi się kolorowy tłum – to goście. Sporo ich przybyło.
Wszystkich przywitał Krzysztof Czyżewski. Wprowadził do Misterium Niewidzialnego Mostu. – W naszym rozumieniu i tak jak uczyliśmy się podczas tych kilku dni, most stara się zagarnąć to, co ważne i potrzebne, żeby przekroczyć i przejść na drugi brzeg, spotkać się z Innym, niczego i nikogo nie przeoczyć – mówił. – Dlatego tak ważne było to, żeby czerpać stąd, z dźwięków, muzyki, przyrody i opowieści, to wszystko, co powoli, przez cały rok i przez ostatni tydzień nabierało kształtu wzięło się właśnie z tego całego żywiołu.
I żywioł porwał zebranych. Zapadł już zmrok, kiedy zajęli miejsca i w ciszy, w ciemności oczekiwali, co się zaraz wydarzy.
Najpierw poczuli zapach kadzideł. Unosił się z mis, które nieśli przed sobą wszyscy aktorzy dzisiejszego misterium, kiedy schodzili z góry na sam środek sceny.
Potem usłyszeli szum drzew i ich skrzypienie. To huśtawki, rozbujane coraz wyżej i wyżej wprawiły je w ruch. Na huśtawkach dzieci. Dźwięk jest coraz bardziej donośny, przypomina stado kraczących wron. Po drugiej stronie, za mostem, swój marsz zaczyna ubrana na biało dziewczynka. Z uplecionego koła wyciąga nić, idzie ku widzom, zbliża się, zaraz ma wejść na most.
Jej drogę przerywa hałas. Metaliczny, nieznośny dźwięk przeszywa cały amfiteatr. Jest głośno, coraz głośniej, brzmienie przypomina strzały. Dziewczynka upada. Misy i naczynia z kadzidłami uderzają w most, rozbijają się.
I znów słychać muzykę, ale już inną. Ta nie przynosi niepokoju. To przez nią zaczynają wydobywać się, początkowo w tle, opowieści dorosłych – tym razem to oni są huśtani przez dzieci. Ktoś krzyczy o moście, przed który nie mógł przebrnąć, ktoś o mamie, której nie było, o strachu, o pogranicznikach odbierających godność, o wojnie. Wielogłos w końcu zlał się w osobliwy lament.
Kiedy cichnie ustępuje w ten sposób miejsca chórowi. Jego pieśń wybrzmiewa wyraźnie. Nawet gdyby nie było drugiego brzegu… powtarzają kilkukrotnie, raz głośno, raz ciszej. Zanim skończą, widzowie skupią wzrok na środku sceny. Pod plecioną kurtyną pracują kobiety – dwie dorosłe i dwie dziewczynki. Tkają jakby niewzruszone, a może zawieszone pomiędzy wszystkimi elementami spektaklu. Jak słowa o tym, czym jest most, definicje tworzone przez dzieci, Mistrzów, budowniczych Wioski, wplecione w finałową część Misterium. Przesłania, które chcieliby zostawić widzom, płyną w różnych językach. Choć może to jeden i ten sam przekaz, opowiedziany uniwersalnymi znakami: most to połączenie. Zrozumienie. A jego budowa – wysiłek, który trzeba podjąć, żeby dotrzeć do drugiego człowieka.
Kiedy muzyka cichnie zupełnie światła gasną powoli aż do zupełnych ciemności.