Nie ma co ukrywać, że Mordechajowi Arieli autorowi Aszkenazyjczyka (saga o żydowskich pokoleniach i zagładzie) daleko do Singera. Jego powieść, którą napisał będąc już człowiekiem bardzo dojrzałym, jest osadzona w zapewne autobiograficznych realiach. Jak na literaturę o kulturze Żydów i Holocauście przystało, znajdziemy typowy dla tamtych czasów i losów epizod krakowsko- galicyjski, (Mieliśmy wyznaczoną trasę. Najpierw szliśmy Starowiślną. Starowiślną chadzała połowa świata. Młodzież prawosławna z pobliskich warsztatów, wieśniacy w dziwacznych kapeluszach znad granicy pruskiej, krakowska arystokracja, prawdziwi synowie Izraela w sztrajmłach, kapeluszach podobnych do włoskich borsalino), który zresztą może być ciekawy z punktu widzenia polskiego czytelnika. Znajdziemy czasem opowieści oparte na rytmie i stylu biblijnej przypowieści A kiedy miał Lejb Gorol z gór lat trzydzieści, narodził mu się Kalman Kalonymus Klajn, I żył Lejb z gór po narodzeniu Kalmana jeszcze 70 i narodzili mu się córki i synowie. Jest sugestywny nieraz opis tradycyjnych żydowskich obyczajów, jest wiele ładnych, ale i straszliwych rysunków i szkiców z okresu przedwojennego, jest wreszcie powojenny Izrael.
Ta książka mogłaby mogłaby być czymś w rodzaju nagrodzonej nagrodą Nike opowieści Joanny Olczak-Ronikier. W ogrodzie pamięci, bo jej książka jest próbą uporania się z przeszłością rodziny, miasta, narodu i kraju. O ile jednak Ronikier udało się osiągnąć doskonałą harmonię między wewnętrzną potrzebą zachowania na papierze dziejów swojej rodziny, a prawdziwą literaturą, o tyle w Aszkenazyjczyku tych pragnień, by ocalać od zapomnienia jest za dużo. Aleksander Kaczorowski na łamach „Gazety Wyborczej” w swojej recenzji z tej książki napisał, że znacznie lepiej byłoby gdyby Arieli zdecydował się na inną formę – na przykład pamiętnik. Tymczasem jednak otrzymaliśmy powieść, która nie do końca się broni.
Anna Dziewit „Lampa” nr 12/2005
Mordechaj Arieli Aszkenazyjczyk. Biografia możliwa, Tłum. Tomasz Korzeniowski, Sejny 2005, Fundacja Pogranicze