Rodzina żony Sarajlicia należała w 1945 r. do pokonanych. Ona sama była pół Austriaczką, pól Dalmatynką, katoliczką, i wyszła za mąż za wnuka beja, Muzułmanina, zdradzającego emocjonalną słabość do socjalizmu, poetę, który wyznawał: "Moim światem był wprawdzie socjalizm, ale wziął się on z kuli, która przeszyła serce mojego brata Eszo." Ona słuchała walców Straussa i czytała Sommerseta Maughama, on - powieści rosyjskie. Kiedy z kolegami przejechał kabrioletem nieokreślonej marki ulicą Tity, na zebraniu komitetu uniwersyteckiego uznano przejażdżkę za demonstrację antysocjalistycznych uczuć. Cóż. "Socjalizm naszych młodych lat był w ogóle wesołym ustrojem".
Izet Sarajlić jest największym współczesnym poetą Bośni. Wydał kilkanaście tomów poezji (i kilka tomów prozy) oraz przekłady, głownie z literatury rosyjskiej. Nazywany bywa bośniackim Gałczyńskim, bo jak on ma łatwość pisania regularnych rymów i w każdym szczególe potrafi dostrzec zalążek wiersza. Gdy poznałam go, mając piętnaście lat, na Wieczorach Poetyckich w Strudze, napisał na serwetce: "A co z nami będzie, gdy śnieg wszystko zabieli i nie będzie już Dorotei?". W wiele lat później dowiem się, że inny sarajewski poeta, który wtedy nie odstępował Sarajlicia na krok, będzie "wyśpiewywał" serbskie hurra-patriotyczne pieśni, a Radovan Karadżić, lekarz i wierszokleta, który czuł się zaszczycony, mogąc podwieźć Sarajlicia samochodem, każe ostrzeliwać ich wspólne miasto Sarajewo.
W książce Sarajlicia znajdujemy wiek XX widziany oczami zakochanego poety. On sam przeżył w tym wieku wszystko. Do wieku XXI odwraca się plecami. Nie zgadza się na sztuczne morza, sztuczne palmy i... samotność. Nie interesują go loty na Księżyc, bo księżyc oglądał przecież oczami Mikicy.
Dlaczego poeta składa swoje wyznanie miłości prozą? Może - powtórzmy za Nadieżdą Mandelsztam słowa Hercena - po śmierci żony "ubywa mu duszy"? A on nie potrafi poddać się rutynie składania wierszy. Unika patosu. Jest przecież w tej książce coś, co nie poddaje się streszczeniu. To poezja schowana pod jednoznacznością opisu drobnych zdarzeń. Takich jak uścisk ręki ukochanej kobiety.
Sarajlić przeżył dwie wojny, rewolucję, dyktaturę. Ale wojnie, nacjonalizmowi i śmierci w jego świecie towarzyszą miłość, księżyc, walc i wiersz. Ludzie się starzeją. Umierają i giną, a niemal każda ofiara ma tyle lat, co jakiś znany poeta. Nie ma nienawiści, tylko radość Sarajlicia stała się smutna. Udało mu się jednak zachować to, co jak jego ulubiony Gałczyński chciał ocalić od zapomnienia. I dwie litery na grobie: V.P.
"...Wieczna jest tylko miłość".
Dorota Jovanka Ćirlić, "Gazeta Wyborcza", 9.01.2001
Izet Sarajlić, Kocham bardzo, Sejny 2003, Pogranicze.