Nowa powieść Velikicia, która ukazała się w Belgradzie w 2001 roku, utkana jest z wielu przejrzystych aluzji literackich. Stanowią one jej podskórną narrację, na której tle przygody Ivana Bazarova odznaczają się przede wszystkim egzystencją wyobrażoną. Bazarov - wnuk stroiciela fortepianów, dziedziczący po dziadku nie tylko muzyczne narzędzia, ale i niezwykłą umiejętność wsłuchiwania się w przeszłość - a także wszystkie pozostałe postacie, których jest w powiesci wiele, żyją w czasie mitycznym, pozwalającym stwarzać świat na nowo. Velikiciowi udaje się w sposób nienachalny, za pomocą szczegółowych opisów podróży (między innymi tramwajem, poruszającym się swobodnie po przestrzeniach Europy Środkowej i Południowej), po pierwsze ożywić przeszłość XX wieku, z jego tragicznymi doświadczeniami przesuwania granic i tłamszenia narodowych świadomości, po drugie - przedstawić "ukryte światy minionego czasu".
Dzięki wyobrażonemu cofaniu taśmy to wszystko, co stało się przeszłością indywidualną i zbiorową, nabiera innego rytmu i ukazuje znaczenia wcześniej nieprzeczuwane lub nieistotne. Bohater marzy o urządzeniu, które by zapisywało to, co umyka każdemu oku, czego nie zatrzyma żadna fotografia, nie zapisze jakikolwiek film; rzeczywistość z dalekiego planu, niewidoczną i niezauważoną. W ten sposób w wykreowanym świecie poszczególne losy, epizody i obrazy łączą się na zasadzie jakiegoś "sumatraistycznego" porządku, który z wędrówek w czasie i przestrzeni czyni podstawową kategorię egzystencji.
Niewątpliwie sumatraizm, kierunek wymyślony w latach 20. przez Miloša Crnjanskiego, jest w tej powieści jednym z najważniejszych punktów odniesienia postmodernistycznego projektu Velikicia, podobnie jak borgesowski sposób budowania akcji przez Kiša (liczne kryptocytaty z jego tekstów!) czy model antypsychologicznego portretowania postaci u Andricia. Sztuka ożywiania przeszłości jako zasadniczy motyw powieści przypomina też niektóre partie ,"Słownika chazarskiego" Pavicia, zwłaszcza zaś te fragmenty, w których do głosu dochodzi swoista ironia, obnażająca umowność powrotu do historii. Tak jest np. w opisie życia Emila Kohota, motorniczego, który cierpi w powieści na bezsenność z powodu choroby pęcherza i zwalcza ją, przywołując w myślach "przestrzeń między dwoma przystankami w Wiedniu, Budapeszcie, Pradze, Belgradzie lub Suboticy". Wszyscy bohaterowie Velikicia tworzą "wielkie panneau, na którym Ivan Bazarov, niby w lustrze, będzie oglądał dekoracje".
Dziwne życie, któremu poddają się oni bez wyjątku, to tylko - jak mówi pisarz - codzienne próby umierania i realizacja zapisu w księdze śmierci (przypomina się "Encyklopedia umarłych" Kiša). Słuch absolutny Bazarova pozwalał mu odczytywać z fotografii dźwięki i szept światła, a do widokówek wprowadzać całe opowieści i budować historię, ktora się nie wydarzyła. Stąd tęsknota "za apokryfem, za podróżowaniem, za nieskończoną siatką możliwości".
Te trzy pojęcia: apokryf, podróżowanie i możliwości składają się na model prozy Velikicia, który odrzuca suche fakty, zbiór dat, monotonię wydarzeń na rzecz, jak mówi, "dolnego świata", w którym jest "siedziba oryginału". Podobnie jak jego bohater, Velikić, opętany cudzą przeszłością pisze historię, która nigdy się nie wydarzyła, ale która nosi w sobie zarodek doświadczenia. Wymyśla żywoty, wchodzi w miniony czas dbając o szczegóły i ta przyjemność całkowicie go pochłania; wierzy, że to, co wymyśla, jest prawdziwsze od tego, co naprawdę się wydarzyło.
W ten sposób Velikiciowi udaje się - podobnie jak w większości jego poprzednich sześciu powieści i w dwóch zbiorach opowiadań - wykreować precyzyjnie zaplanowaną i za pomocą finezyjnego języka przedstawioną topografię "dolnego świata", właściwie niemożliwą do opowiedzenia, a jednocześnie jakże atrakcyjną w samych zamiarach! Ten z kolei pomysł, rodzący nieskończoną liczbę postaci żyjących w tym samym czasie - rozprzestrzenia się on od 1938 do 1981 roku i obejmuje różne miejsca na mapie, od Rosji, poprzez Włochy, Austrię, aż do Jugosławii - konstruuje opowieść o prywatnej historii i nieskończonym czasie. Bazarov sądzi, że szyfr świata można odczytać tylko według zasad własnego szaleństwa, bo "jest obojętne, w jakim kraju się żyje, jaki jest w nim rząd, język, klimat, historia czy standard. I tak żyje się w przestrzeni, która przestaje istnieć w momencie śmierci".
W powieści spotykamy wędrowny teatr postaci, menażerię charakterów, spektakl życiorysów. Z jednej strony to świadomy zabieg pisarza, by ostrzec nas przed zbytnią wiarą w realność każdorazowej historii, nie mówiąc o czasie, a z drugiej - tak to przynajmniej interpretuję - autoironiczna próba (to jest właśnie ta zmiana w stosunku do wczesnej fazy postmodernizmu) podważenia literackiej energii kreacjonizmu poprzez nawiązania do serbskich pisarzy. Kiedy czytam: "Szuflady dni w szafach czasu tylko na pozór są jednakowe" albo "Dni przychodzą jedne po drugich, jak goście w hotelu, jak podróżni w pociągu", słyszę niemal identyczne zdania z "Ogrodu, popiołu" Kiša i wiem, że jest to zabieg celowy, mający uzmysłowić nierzeczywistość tworzenia przy jednoczesnym przyznaniu się do zdrady języka czy też do tego, że - jak mówi Ivan - "infrastruktura języka topnieje".
To zresztą jest największą siłą tej powieści, złożonej z wielu wątków meandrycznie poskręcanych, z luźnych scen odsłaniających doskonałość detali, z wydarzeń niemal wyśnionych, ze zdań świetnie zbudowanych. "Casus Brema" to podróż do własnej tożsamości; ogląda się podczas niej świat pełen wyobrażonych istnień i upiorów pamięci, które "zawsze krążą w powietrzu". Z myśli Ivana Bazarova, by napisać, jak czytamy, biografię zwykłego płaszcza przeciwdeszczowego, wyłania się wniosek może nie najbardziej optymistyczny, ale w końcu prawdziwy: nie da się spisać "wszystkich żywotów, które przeżywa się jednocześnie", dlatego rozsądniej skupić się na pięknym, bezbronnym przedmiocie (jego fotografii), który nie przemija.
Julian Kornhauser "Tygodnik Powszechny" 5/2006 dodatek książkowy "Książki w Tygodniku"
Dragan Velikić, Casus Brema, Sejny 2005, Pogranicze.