Nie przepraszajmy się nawzajem za działania, które w danej epoce były uznawane za normalne - apeluje publicysta „Rzeczpospolitej"
Wszechobecną i coraz bardziej rozpowszechniającą się manierę przepraszania zapoczątkowało rozliczanie się Niemców z Holokaustem. Ten fakt zamyka usta krytykom, bo „argument z Holokaustu" najczęściej w ogóle zamyka usta. W tej sprawie jednak niesłusznie. Niemieckiej ekspiacji za Holokaust nie da się bowiem porównać z żadnymi innymi wzorowanymi na niej i coraz bardziej groteskowymi.
Ekspiacja za Holokaust była – wtedy – dla wszystkich, w tym tej części Niemców, która naprawdę zerwała z nazistowskim dziedzictwem i naprawdę odczuwała wyrzuty sumienia – aktem oczywistym, potrzebnym i słusznym. Słusznym – bo Holokaust był zbrodnią do tej pory z wszystkich możliwych względów niespotykaną. Ale także i dlatego, że niemieckie prośby o wybaczenie miały miejsce wtedy, gdy żyło – i miało się dobrze – pokolenie, które w Holokauście uczestniczyło. A ówczesne młode pokolenie żyło jeszcze w cieniu wojny. Sprawcy zbrodni to byli ich rodzice. Nikt oczywiście nie odpowiada za postępki rodziców, ale z drugiej strony poczucie jakiegoś rodzaju moralnej odpowiedzialności, a przynajmniej pewnego dyskomfortu ze względu na zło wyrządzone przez ojca jest wśród choćby tylko przeciętnie wrażliwych ludzi dość powszechne. To nielogiczne, ale ludzkie.
Czytaj więcej w serwisie www.rp.pl