Ten obraz jest tylko częściowo prawdziwy, oddaje bowiem jedynie polski punkt widzenia. Beauvois respektuje to, co w nim jest niewątpliwie prawdziwe - docenia świetność kultury polskich dworów, ich prawo do obrony przed przemocą i bezprawiem rosyjskich czynowników, pokazuje wyrachowanie carskiej władzy wygrywającej krzywdy ukraińskie przeciw Polakom, a nawet sympatyzuje z Polakami w ich walce przeciw caratowi. Nie przeszkadza mu to jednak wcale uzupełniać obrazu czymś, czego Polak do dziś widzieć nie chce, a co stanowi samo sedno nie tylko dla ukraińskiego, ale i niezaangażowanego obserwatora historii. Najkrócej mówiąc, autor pokazuje polską obecność na Ukrainie jako kolonialną - wraz z całą przemocą szlacheckiego panowania nad ciemną chłopską czernią ukraińską, która jej nieodłącznie towarzyszyła. Jest w tym sprawiedliwy. Nie usprawiedliwia bynajmniej terroru UPA, pokazuje natomiast wieki polskiej przemocy i pogardy, które kryły się pod patriarchalnym porządkiem. To właśnie ta przemoc odkładała się warstwami tłumionej urazy i nienawiści klasowej, narodowej i religijnej. Historyk nie rozgrzesza więc, ale pomaga Polakom zrozumieć podłoże rzezi na Wołyniu. Innymi słowy, Beauvois patrzy na Polaków, tak jak my możemy patrzeć na Anglików w Irlandii Północnej, Hiszpanów w Ameryce Południowej czy Rosjan w Czeczenii. Chodzi bowiem o to, że bez rozstania się z jednostronnym mitem sielskiej i uroczej harmonii polskich Kresów, bez wyzbycia się kompleksu wyższości wobec Ukraińców - który pewnej polskiej ziemiance kazał się zastanawiać przy herbacie i konfiturach, czy Ukraińcy mają duszę - nie porozumiemy się z sąsiadami oraz nie zrozumiemy samych siebie. (...)
Maciej Stasiński, "EX LIBRIS", 07.1996
Daniel Beauvois Walka o ziemię. Sejny 1996, Fundacja Pogranicze.