Jak mówi Krzysztof Czyżewski, szef Ośrodka Pogranicze, przyznającego wyróżnienie, nikt nie zrobił tyle dla pojednania polsko-ukraińskiego co Osadczuk - Ukrainiec z pochodzenia. Polaków i Ukraińców przekonywał do historycznej zgody z sąsiadami, doradzał zarówno prezydentowi Aleksandrowi Kwaśniewskiemu, jak i Leonidowi Kuczmie. To, że Polska jako pierwsza, uznała niepodległą Ukrainę, a później zaangażowała się w poparcie tzw. pomarańczowej rewolucji jest w dużej mierze jego zasługą.
Miał być leśnikiem
86-letni Osadczuk urodził się na Ukrainie. Od kilkudziesięciu lat mieszka w Berlinie. Był dziennikarzem wielu pism ukazujących się na Zachodzie, w tym także paryskiej "Kultury". Z Jerzym Giedroycem znali się bardzo dobrze.
- Najpierw chciałem być leśnikiem, potem kucharzem. Zostałem dziennikarzem - opowiada.
Tym, co dzieje się zarówno w komunistycznej Polsce, jak i w sowieckiej Ukrainie zajmował się cały czas.
Ukraina przegrała
Do tego, co dzieje się obecnie na Ukrainie Osadczuk ma bardzo negatywny stosunek. Sądzi, że ten kraj przegrał swoje pięć minut związane z pomarańczową rewolucją.
- Niepokojące są procesy zachodzące w Europie - zarówno wschodniej, jak i zachodniej - uważa. - Do polityki pchają się albo karierowicze, albo różnego rodzaju kombinatorzy. Czas wizjonerów się skończył.
Zdaniem Osadczuka, kraje Europy Wschodniej nie zbudowały prawdziwej demokracji i społeczeństw obywatelskich.
- Zmiany okazały się powierzchowne, zbyt wcześnie tu i ówdzie ogłoszono sukces - mówi. - Pojawiają się tęsknoty za dawnym systemem, w wyborach wygrywają populiści czy nacjonaliści.
"Kurier Poranny" 7.10.2006
Czas wizjonerów się skończył, "Kurier Poranny" 7.10.2006
17 lipca 2012 13:35
Do polityki trafiają najgorsi. Młode demokracje w krajach byłego bloku sowieckiego nie poradziły sobie z problemami. I lepiej szybko nie będzie - taką pesymistyczną wizję przedstawił w Sejnach Bohdan Osadczuk, wybitny dziennikarz, uhonorowany wczoraj tytułem "Człowieka Pogranicza".