Nie zobaczyłabym tego nieistniejącego już dziś świata, gdyby nie sejneńska Fundacja "Pogranicze". Nie od dziś fundacja zadziwia wszystkich swoim programem i wydawnictwami, rejestrującymi wielobarwność i niezwykłość pogranicza. Śledzi wszystko, co wokół pojęcia "styk kultur" oscyluje albo nim jest. Krąży po Polsce i Europie. Wszystko to z perspektywy maleńkiego, przygranicznego miasteczka Sejny, które Krzysztof Czyżewski i jego przyjaciele z fundacji ukochali sobie szczególnie. Tak wrośli w to miejsce, że oczywistym stał się fakt, że wkrótce emocje związane z Sejnami znajdą swój wyraz w kolejnym wydawnictwie. I rzeczywiście. Trzymam oto w dłoniach najnowszą książkę fundacji - "Kroniki sejneńskie" i nie posiadam się z zachwytu. Książka to niezwykła w każdym calu. Pod względem edytorskim - prawdziwe cacko, historyczno-fotograficzny kolaż, wypełniony starymi zdjęciami, reprintami, dopiskami na marginesach, przedwojennymi pocztówkami. Pod względem historycznym - interesujący zbiór fragmentów kronik, dokumentów, czasopism, legend. Ale najważniejszy jest w książce jej wymiar emocjonalny. Bowiem wydawnictwo na swoje kroniki miało pomysł szczególny - oto o przedwojennych Sejnach opowiadają ich mieszkańcy. W efekcie zestawienie opracowań naukowych i niezwykłych opowieści zwykłych ludzi nadaje książce wyjątkowy charakter. A wyjątkowy, jak sądzę, jest on przede wszystkim dlatego, że opowieści dziadków spisywane są przez ich kilkunastoletnich wnuczków. Młodzi mieszkańcy wsłuchują się w smutne i wesołe historie z głęboką uwagą. Swoje rodzinne miasto odkrywają dla siebie na nowo, przeżywają je powtórnie, doceniają jego wielokulturowość. Mówią: - Każda opowieść staje się skarbem. Słuchając ich, poznajemy chyba od początku historię tego cudownego miejsca, którego dotychczas nie znaliśmy.
Teraz dzieje swego miasta - tego mitycznego i prawdziwego - młodzi sejnianie zbudowali na nowo. Uwiecznili w glinie, tworząc makietę dawnych Sejn, zapisali w maleńkich książeczkach własnego projektu, a przed kilkoma dniami wystawili na deskach teatru. I tak sypią się opowieści, w których pobrzmiewają żydowskie pieśni, słychać różnojęzyczny gwar na jarmarku, dzwony w cerkwi. Jest tu rzecz "O Bazylu, co na grzybowych jarmarkach bywał", "O tym, jak sejnianie świętowali", "O tym, jak starowiercy na pamiątkę Chrystusa długie brody nosili", "O błogosławieństwie na pewien dom nałożonym".
W tej ostatniej opowieści 73-letnia Helena Warakomska z Sejn mówi:
- Dom po Młynarskich po wojnie od państwa kupiliśmy. To był stary, zniszczony dom, kupiliśmy okna, podsufitkę zrobiliśmy. Ale została nam po nich [Żydach] wielka pamiątka. Jak się wchodzi do mojego domu, to widać jeszcze ślad po mezuzie, tego nie zamalowaliśmy. Ta żydowska mezuza - to jest moje wielkie szczęście. (...) To jest błogosławieństwo dla naszego domu. Oj, niejeden już chciał ode mnie tę mezuzę. Ale ja jej nie oddam nikomu, niech zostanie dla moich dzieci, bo to przecież wielka pamiątka... Arcyciekawa, ważna lektura.
Monika Żmijewska, "Gazeta Wyborcza", 20.09.2001
red. Bożena Szroeder, Kroniki sejneńskie, Sejny 2001, Fundacja Pogranicze.