Polscy czytelnicy czekali na przekład tej książki Josefa Škvoreckiego ponad 30 lat, czekali z niecierpliwością, bo wcześniej drukowane były, m.in. w "Literaturze na Świecie", jej wiele obiecujące fragmenty, a jej autor to w Polsce, obok Hrabala, Havla i Kundery, najchętniej czytany pisarz czeski.
Jego pierwszą powieścią na naszym rynku byli "Tchórze". Škvorecky liczył sobie zaledwie 24 lata, kiedy ją w 1949 r. napisał, ale na druk musiała czekać dziewięć lat. Ten świetny debiut, opisujący ostatnie dni wojny w małym czeskim mieście i obnażający oportunizm, egoizm i zwykłe tchórzostwo mieszkańców wywołał skandal obyczajowo-polityczny, książkę wycofywano z księgarń, a autora na kilka lat zmuszono do milczenia. "Tchórzami" zainteresował się od razu czujny Jerzy Giedroyc i zaproponował ich tłumaczenie dla Instytutu Literackiego w Paryżu Andrzejowi Piotrowskiemu. Tłumacz opublikował "Tchórzy" w Wydawnictwie "Śląsk" dopiero po 10 latach i było to szczęśliwe wydarzenie, ponieważ Škvorecky już od roku przebywał na emigracji i strona czeska mogła tę inicjatywę z łatwością zablokować.
"Przypadki inżyniera ludzkich dusz" są powieścią osobliwą w najlepszym znaczeniu tego słowa. Osobliwe jest w niej wszystko, od tytułu poczynając ("inżynierami dusz" Stalin w 1932 r. nazwał oddanych mu pisarzy), przez konstrukcję i sposoby prowadzenia narracji, postać bohatera, aż po objętość - 850 stron.
Jest także fascynująco skonstruowana, powiedzmy z poetycką brawurą, że wszelkie, momentami pozornie chaotyczne wątki i czasy, w których rozgrywa się akcja, splatają się w misterny warkocz.
Bohaterem jest Danny Szmirzicky, postać pojawiająca się wielu powieściach Škvoreckiego, alter ego autora. Tak jak on Szmirzicky jest pisarzem, emigrantem z Czechosłowacji, wykładowcą literatury amerykańskiej na uniwersytecie w Toronto. Jego audytorium stanowi grupka zwykle lewicujących młodych ludzi, którzy intencji swojego wykładowcy nie pojmują. Przyswajając im kolejno twórczość takich pisarzy jak Poe, Twain, Fitzgerald czy wyjątkowo nieamerykańskiego Conrada (ich nazwiskami zatytułowane są kolejne rozdziały), Szmirzicky usiłuje przemycić pewne idee, jednak jego zamysł przerasta skąpe możliwości intelektualne słuchaczy. Sam Škvorecki o tym zamyśle mówi tak w wywiadzie w „Dzienniku”: „To dlatego, że opisują oni pewne zjawiska i schematy, które istniały już w ich czasach, ale w pełni do głosu doszły w totalitarnych dyktaturach dwudziestego wieku. Klasycznym przykładem jest tu »Szkarłatna litera « Nathaniela Hawthorne'a, której bohaterka musi publicznie nosić na piersi piętno: purpurową literę »A «, dlatego, że dopuściła się cudzołóstwa. Automatycznie narzuca się porównanie do żółtej gwiazdy Dawida.[...] Świetnym przykładem jest też postać Hollingswortha z powieści »The Blithedale Romance «, filantropa o dyktatorskich zapędach, który zupełnie lekceważy ludzi. A »Jądro ciemności « Conrada? Jego przerażający bohater Kurtz ma typowe cechy dyktatorów z dwudziestego stulecia. W tym kontekście »Jądro... « można by nazwać wręcz książką proroczą.[...] Ja tymi postaciami ilustrowałem swoje doświadczenia życiowe”.
Jak na te rozważania Szmirzickiego reagują studenci, których świat nie zna doświadczeń totalitarnych, a najważniejszym doświadczeniem historycznym w ich życiu jest śmierć Janis Joplin? Jak reaguje na wywód o Kurtzu, który "byłby został wspaniałym przywódcą skrajnej partii", niejaki Hakim? "Dzikich obyczajów starego społeczeństwa samo społeczeństwo nie może zniszczyć inaczej niż dzięki przemocy!" - wykrzykuje z rewolucyjnym zapałem. "Będę walczył! Bo to jest sprawiedliwa walka!" - bredzi kiedy indziej.
Życie Szmirzickiego - wykładowcy jest więc kompletnie jałowe (ubarwia je jedynie romans ze studentką). Dlatego bohater nieustannie ucieka w czasy młodości, choć to powroty niełatwe, bo do czasu wojny, gdy musiał przymusowo pracować w fabryce niemieckich samolotów w miasteczku Náchod, rodzinnej miejscowości Škvoreckiego. I choć wspomnienia Szmirzickiego oplatają głównie postaci pięknych dziewczyn, których łaknął i do których tęskni, wojna jest realna i groźna; kilka razy udaje mu się cudem ocalić życie. Škvorecki daje przy tej okazji zwięzły wykład na temat czeskiego racjonalnego myślenia i wrodzonej ostrożności małego narodu. Pewnego dnia kolega Szmirzickiego dokonuje śmiałego aktu sabotażu i podpala niemiecki magazyn benzyny. Zostaje przy tym poparzony i rozmawia z opatrującym go lekarzem:
" - Ty pewnie myślisz, że jesteś bohaterem? [...] Gdybyś był bohaterem, tobyś poszedł i sam się przyznał. Oszczędziłbyś życie nie wiem ilu niewinnych ludzi, którzy za to zapłacą. [...]
Siedzieliśmy w milczeniu i było nam głupio.
[...] - Do diabła - odezwał się po chwili Przema. - To mi nie przyszło do głowy.[...]Że zrobiłem głupotę. Że to się nie opłaca. Rzeczywiście nie pomyślałem, że może za to zapłacić nie wiem ilu ludzi...".
Życie Szmirzickiego jest jałowe także poza uczelnią. Jego opisy są nam dziwnie bliskie, bo równie dobrze mogłyby dotyczyć polskich emigrantów z Chicago lub z dawnego polskiego Londynu, zakleszczonych w swoim narodowym piekle.
Szmirzicky żyje wśród emigrantów czeskich, jest czeskim pisarzem, który wydaje książki w oficynie emigracyjnej. Ten fakt ma swoje konsekwencje, bo jako autora odważnego dotykają go szykany i głupota rodaków. Z takimi samymi przejawami desperacji "prawdziwych Czechów" spotyka się wydawca Szmirzickiego (Škvorecky z żoną sami założyli w 1971 r. słynne wydawnictwo Sixty-eight Publishers, w którym publikowali m.in. Havel i Kundera; za tę działalność pisarz został w 1978 r. pozbawiony obywatelstwa czechosłowackiego):
„ »Ja strzeliłbym nawet Matce Boskiej w tyłek, żeby tylko uratować swój łeb «. Jak pani nie wstyd drukować takich rzeczy?! [...] Czemu pani to robi? Nasza emigracja jest już i tak dostatecznie podzielona... a pani jeszcze wbija między nas klin! Zamiast się z nami zjednoczyć, to pani... pani...”
Szmirzicky uciekł z totalitarnego kraju, który przeżył kilka chwil względnej wolności, zakończonej w 1968 r. brutalnym najazdem bratnich armii Układu Warszawskiego, ale przecież uciekł nieskutecznie. Z jednej strony, dręczą go funkcjonariusze socjalistycznego państwa, podsyłając agentów i prowokatorów, z którymi musi się zmagać. Z drugiej, obraca się w kręgu oszalałych fantastów, którzy w knajpach omawiają sposoby wykończenia komunistów, co go śmieszy i przygniata:
"Na falach eteru emitowanych z Abisynii zwrócą się do obywateli, żeby każdy z nich kupił przynajmniej dziesięć pudełek zapałek.[...] Komuniści będą musieli wyprodukować nowe i w ten sposób zostanie osiągnięty pierwszy cel strategiczny - dotkliwy cios dla komunistycznej gospodarki". Poza tym zniewoleni obywatele będą zapałki łamać w kształcie litery "V" i układać przed drzwiami najbardziej znanych komunistów. "Za jakiś miesiąc, dwa słabsi będą popełniać samobójstwo. A mocniejsi trafią do czubków".
Jest też pomysł założenia czechosłowackiej armii wyzwoleńczej. Jej żołnierze wyskoczą nad krajem z samolotów latających poza zasięgiem rakiet w stratosferze, a spadochrony dla bezpieczeństwa otworzą się nad samą ziemią. Sam Szmirzicky natychmiast ze stopnia sierżanta jest awansowany na porucznika i zostaje dowódcą plutonu czołgów pływających, które również zostaną zrzucone na spadochronach ze stratosfery.
Kompanką takich spotkań jest niewiasta o wdzięcznym przydomku Debilinka, władająca barwnym językiem czeskim. Ona również prowadzi swą prywatną wojnę z Pragą i wpada na szatański plan wyrwania młodej kuzynki ze szponów komuchów. Wynajmuje człowieka, Murzyna zresztą, mającego udawać zakochanego kanadyjskiego komunistę, który pragnie ściągnąć czeską komunistkę do Toronto i poślubić. Niestety, z tak przesadnym orgazmem wychwala w każdym liście ustrój Czechosłowacji, że czeska bezpieka natychmiast się domyśla, że to mistyfikacja. Debilinka szaleje, a Murzyn jest załamany: „Ja dla tych listów czytałem nawet amerykańskiego »Workera «. [...] Wypożyczałem sowieckie powieści z biblioteki Towarzystwa Przyjaźni Kandyjsko-Radzieckiej na Avenue Road! Ja się starałem naśladować ten styl...”.
"Przypadki..." to powieść o ludziach naznaczonych piętnem dwóch totalitaryzmów, z bezpowrotnie skancerowaną psychiką, skazanych na klęskę. Škvorecky opisuje dziesiątki takich postaci, tworząc za pomocą zindywidualizowanego języka osobowości barwne i pełne. Bez względu na to, czy jest to pisarz, który śle Szmirzickiemu pełne sarkazmu i rezygnacji listy z kraju, czy znajomy kretyn z rodzinnego miasteczka, wygłaszający peany na cześć nowego ustroju bez wad, czy emigracyjni zdziwaczali intelektualiści, czy agenci bezpieki udający wielbicieli pisarza.
Wśród nich błąka się sam pisarz Szmirzicky, uciekając przed jednymi do drugich, obarczony świadomością, że możliwości ucieczki i tak nie ma; wspólne losy zaplatają się przecież w ciasny warkocz.
Škvorecky daje to, co w literaturze czeskiej najlepsze: imponujący portret, tragikomiczną zbieraninę ludzików i ludzi ze wszelkich warstw społecznych, których mentalność i charaktery - jak u Hrabala - poznajemy na wylot poprzez ich język. Jest to powieść zmajstrowana olśniewająco, niewątpliwie obok "Tchórzy" najwybitniejsze dzieło autora. Być może praca nad nią niosła mu ukojenie i dlatego tak długo nie chciał jej zakończyć. Przecież jak sam mówi: "Większość rzeczy, które spotykają Danny'ego Szmirzickiego, właściwie przytrafiło się także i mnie". A to przypadki trudne do zniesienia.
Janusz Anderman, "Gazeta Wyborcza", 17 marca 2009
Josef Škvorecký Przypadki inżyniera ludzkich dusz, Sejny 2008, Fundacja Pogranicze.