Carol, I don’t need any secretary

Artykuł z serwisu onet.pl, autorstwa Mariusza Wilka, opublikowany 17 sierpnia 2012, o relacjach Czesława Miłosza i jego sekretarki, Agnieszki Kosińskiej.

Czesław Miłosz pod koniec życia lubił dania kluchowate i pierogowate, serial "Złotopolscy" oraz wagary. Poza tym wampirzył. Agnieszka Kosińska została tym naznaczona na resztę życia.

Sekretarka? No, thank you!

Kosińską dla noblisty wymyśliła Teresa Walas. Profesorka poetyki z UJ, przyjaciółka Szymborskiej, wiedziała, kogo rekomenduje. Znała w końcu Kosińską jako sekretarkę. Choćby z krakowskiego oddziału Stowarzyszenia Pisarzy Polskich. Zdawała sobie też sprawę, że jej wówczas 29-letnia studentka i doktorantka to zaradna żona i matka. Dowcipna, energiczna, solidna i, kiedy trzeba, twarda. Słowem: dziewczyna, jak to się mówi, z życiem obyta na wiele stron. Dokładnie taka, jakiej Miłosz pilnie potrzebował.

Więc Kosińska poszła z tego właśnie polecenia.

Najpierw spotkała się z jego żoną, Carol. Przegadały kilka dobrych godzin. O zawodowym doświadczeniu. O karierze. O domowych sprawach. I wielu innych kwestiach. Rozmowa była rzeczowa, ale sympatyczna. Test musiał pójść pomyślnie, bo Carol po obejrzeniu Kosińskiej dopuściła ją do dalszego etapu.

I wtedy zaczęły się schody. Dosłownie. Kosińska kilka dni później wchodziła na piętro do kamienicy przy Bogusławskiego, gdzie mieszkał ON.

Czesław Miłosz niczym baron siedział w gabinecie na kanapie. Ręce miał wsparte na lasce. Rzucił okiem na przybyłą i orzekł stanowczo: "Carol, I don’t need any secretary".

- A ja myślę sobie: to by było na tyle – wspomina Kosińska.

Cały artykuł do przeczytania TUTAJ.