Co ciekawe jednak, zbiór opowiadań, który omawiam, wydany w 1992 w Stanach Zjednoczonych, zawiera utwory napisane w Rumunii i tam opublikowane. Próbowałem się dowiedzieć czegoś bliższego o rumuńskich losach Manei, ale okazało się, że z Warszawy do Bukaresztu jest znacznie dalej niż z Warszawy do Nowego Yorku, gdzie Manea, inżynier z wykształcenia, uczy literatury w miejscowym collegeu (u nas inżynier w tej roli miałby pewne trudności). Bardzo dobrze, że zbliżamy się do jakże fascynującej Ameryki, szkoda, że oddalamy się od Rumunii, Węgier, Słowacji i innych współtowarzyszy naszego Środkowoeuropejskiego losu.
Amerykańscy krytycy (a między nimi był i Philip Roth), którzy obdarzają bohatera tej recenzji dużą dozą sympatii, zdołali już mu sfabrykować odpowiednią "gębę". Cóż może recenzent w obliczu Manei wypuścić spod swej pełnej rutyny ręki? Odgadnąć nietrudno. Co i rusz więc napotykamy nazwiska Kafki i Schulza, z których wyprowadzone są dwa wątki. Wątek żydowski prowadzony jest dalej w stronę zbrodni z okresu hitleryzmu, tu podkreśla się np. podobieństwa z Paulem Celanem, i przekształca się w wątek zbrodni nie tylko już popełnionej na Żydach, ale uniwersalnej. Ciekawe, że w tym kontekście pojawiają się także i odniesienia do zbrodni stalinowskich (Szałamow). Drugi wątek skupia się na sprawach literackiej formy i łączy Maneę z literacką awangardą XX w. (tutaj pojawia się np. nazwisko Virginii Woolf).
Powinienem teraz stanąć w obronie pisarza i posarkać trochę na obyczaj przyprawiania "gęby", ale powiem, że to wszystko powyżej jest prawdą. Manea odwołuje się do swej biografii. Obecny jest tu okres wojny, m.in. wtedy przebywał w Rumunii w obozie dla internowanych Żydów. Obecny jest jednak także stalinizm i w ogóle okres komunizmu. To podwójne biograficzne odniesienie do obydwu totalitaryzmów XX w. czyni utwory Manei czymś cennym. Faktem też jest także, iż swoje biograficzne doświadczenia stara się on przekazać w formie zbliżonej do dokonań awangardy literackiej. Proza Manei to proza programowego przemieszania różnych elementów. W opowiadaniach, które zresztą daleko odbiegają od klasycznej formuły, Manea zręcznie splata ze sobą teraźniejszość z przeszłością, codzienność z koszmarem, zagrożenie hitleryzmem z zagrożeniem stalinizmem, tradycyjną narrację ze "strumieniami świadomości" różnych rodzajów. Widać tu dużą świadomość literackiej współczesności, sporą dozę przetrawionej erudycji, znajomość tajników pisarskiego warsztatu.
Skrzywdziłoby się jednak Normana Maneę, widząc w nim wyłącznie kompilatora modnych wątków i technik literackich. Choć z drugiej strony nie jest to dalekie od prawdy; niemniej co i rusz napotykamy okruchy niebanalnego doświadczenia przedstawione z prawdziwą wirtuozerią. Pulower to np. frapujący obraz psychiki człowieka, który przeżywa czające się dookoła, choć jeszcze niejawne zagrożenie. Autor pokazuje, jak w tej nieznośnej atmosferze zmienia się stosunek do powszednich, codziennych przedmiotów (jest nim tytułowy pulower). Stają się one wobec braku istotniejszego oparcia podstawami ładu codziennej egzystencji. Przedmioty te, w innej sytuacji w ogóle niedostrzegane, tutaj wobec ulotności ludzkiej egzystencji i międzyludzkich związków dają odrobinę jakże kruchego, iluzorycznego, ale wyczuwalnego bezpieczeństwa. Między nimi a używającym ich człowiekiem rodzi się bliska więź, pełna ambiwalentnych uczuć zarówno sympatii, jak i czasami niechęci, łącząca go zarazem z innymi ludźmi, także zmarłymi.
Tytułowy Październik, godzina ósma to przenikliwe studium mężczyzny i kobiety prześladowanych przez bliżej nieokreślony koszmar przeszłości. Nie należy mieć żadnych wątpliwości. Koszmar, choć spowity przez autora aurą tajemnicy, radykalnie oddziela uczestników najbardziej intymnych związków. Nie pozwala się otworzyć. Zabija zaufanie. Mimo upływu czasu koszmar swym cieniem przenika swoich świadków. Prawdziwym arcydziełem tego tomu jest Lipova. W tym najbardziej może "normalnym" pod względem struktury opowiadaniu Manea z wirtuozerią odmalowuje dramatyczny bój między ortodoksyjnym judaizmem i komunizmem o duszę młodego człowieka. Fascynacja nowoczesnością komunizmu i nostalgią, którą budzi wiara przodków, targają w sprzecznych kierunkach każde przeżycie, każdą myśl młodego, niedoświadczonego chłopca.
Manea jest autorem, który wypada tylko Ameryce pozazdrościć. Razić mogą jego awangardowe maniery literackie i zbyt chyba duża wyczuwalność literackich koniunktur. Docenić jednak należy bezkompromisową śmiałość, z jaką autor wnika w osobistą i zbiorową pamięć. Tej śmiałości życzyć należy naszej rodzimej literaturze.
Grzegorz Pyszczek, "Nowe książki" 8/2001
Norman Manea, Październik, godzina ósma, Sejny 2000, Fundacja Pogranicza.