Przyjdzie poczekać. Za to jest już książka, drogocenne wykopalisko z „Iliady” – „Monument”. Przez pierwsze kilkanaście stron tłumaczka Magda Heydel nie miała prawie nic do roboty, jedynie przepisanie z przekładu „Iliady” Kazimiery Jeżewskiej imion bohaterów i nazw miejscowych. Za to potem czekało ją zmierzenie się z przekładem jednocześnie Homera i bardzo nowoczesnej poezji. Oswald bowiem nie tyle tłumaczy Homera słowo w słowo, ile skupia się na sposobie ułożenia słów w wersy, na sztuce syntaksy, na czymś, co Grecy nazywali „energeia” i o czym sama tak pisze: „Tego słowa używa się, gdy bogowie schodzą na ziemię, ale nie pod postacią ludzką, tylko we własnej osobie. …by odtworzyć „energię” poematu, pozbyłam się narracji: to tak, jakby usunąć dach znad kościoła, żeby sobie przypomnieć, co tak naprawdę w nim czcimy.” W konsekwencji Oswald pozostawia siedem ósmych poematu niemalże nietknięte, tłumaczy zachwycające porównania homerowe i w formie parafrazy tworzy oryginalną poezję z esencji losów bohaterów. W ten sposób udaje jej się, i na równi jej tłumaczce, przełożyć atmosferę „Iliady” i uwolnić świetlistą energię poematu.
"ECHEPOLOS wojownik doskonały / Zawsze wyprzedzał swoich ludzi / Znano jego zimne skupienie jak ziarno / Zapuszczał się coraz dalej wśród włóczni…"
Daje do myślenia fakt, że znakomite poetki brytyjskie łączy tak intymna więź z Grekami. Myślę o Ruth Padel i Alice Oswald. Obie ukończyły studia klasyczne w Oxfordzie. Nie tylko znają Greków na pamięć, ale także potrafią wspaniale ich recytować. Ruth podczas spotkania w Krasnogrudzie uraczyła nas obszernymi fragmentami „Medei” Eurypidesa, mówionymi w oryginale i z pamięci. Alice nie czyta „Monumentu”, wygłasza poemat z pamięci, jakby prowadziła wewnętrzną rozmowę z Homerem, dając jednocześnie świadectwo, że „Iliada” jest poematem wokacyjnym, że narodziła się z lamentu, że słychać w nim zawodzenie greckiego poety, który nad grobem zmarłego przewodził lamentacjom, podczas gdy płaczki odpowiadały mu antyfonami własnych wspomnień bohatera. „Mój przekład – pisze we wstępie – przedstawia cały epos jako swoisty cmentarz z głosów – stanowi próbę zachowania po wojnie trojańskiej imion i żywotów bez użycia pisma.”
„Monument” jest poematem, który nie tylko, przez żywy dialog z Homerem stara się stworzyć „antyfoniczną opowieść o człowieku i jego świecie”. By uwolnić „energeię” potrzebne jest coś więcej, coś, co nosi znamiona podróży poza słowo pisane, do źródeł poezji ustnej. Wymagało to innej filozofii przekładu, o czym zajmująco pisze sama autorka: „Pracuję bardzo blisko greckiego tekstu, jednak zamiast przenosić słowa do angielszczyzny, traktuję je jako prześwity, przez które można spojrzeć na to, na co patrzył Homer. Piszę poprzez grekę, a nie według greki – dążę raczej do przejrzystości niż do przekładu. Myślę, że ta metoda, w połączeniu z niefrasobliwym gestem pozbycia się siedmiu ósmych tekstu poematu, odpowiada duchowi poezji ustnej, która wszak nie zastygała w trwałej postaci, ale zawsze dostosowywała się do nowej publiczności, jakby jej język, w odróżnieniu od języka pisanego, nigdy nie przestawał tętnić życiem”.
Po „Monumencie” (2011), Alice Oswald wydała tom poezji „Zapadać w jawę” (2016), także przełożony przez Magdę Heydel. Intymne obcowanie z Grekami przybiera w nim postać to czułej, to naznaczonej okrucieństwem bliskości z naturą. Tak, jak w życiu Alice jest zawołaną ogrodniczką, tak w jej poezji słowo staje się glebą, a zwykłe pielenie fasoli „bazgraniem po ziemi”. Niewielki poemat o Orfeuszu („Odcięta głowa płynie z prądem”) otwiera obraz Eurydyki: „zapominając już kto to taki / bez butów / a trawa przerasta jej stopy / przeszukuje ziemię / za bransoletką z drobnego splotu na zwęglonym nadgarstku”. Tom zamyka wspaniały poemat „Titonos. 46 minut z życia Jutrzenki” i te wersy, blaknące na papierze, przygotowujące się do trwania w przekazie ustnym, które zapowiadał już „Monument”: „jakim słowem się nazywa / to co słuch czasem wyjawia / a co nigdy się całkiem / a co nigdy się całkiem / nie zjawia”.
Krzysztof Czyżewski