Na pograniczu
W Sejnach, miasteczku wielkim jak łza, litewscy parafianie zażądali mszy w języku litewskim. Ich życzeniu stało się zadość.
- Msza jest o złej porze - oświadczyli.
- Bóg zawsze jest gotów wysłuchać modlitwy - usłyszeli.
- Autobusy z okolicznych wsi mają niezgodne kursy z terminem rozmowy z Panem Bogiem.
- A co wyście robili z naszymi w 1920 roku? - odparli Polacy.
W tym miasteczku powstała i działa od roku 1990 Fundacja "Pogranicze", zaś od stycznia 1991 roku funkcjonuje powołany przez ówczesnego wojewodę suwalskiego Ośrodek "Pogranicze - sztuk, kultur, narodów". Jest organizacyjnie i merytorycznie związany z Fundacją.
- Wszystko zaczęło się w podziemiu - mówi Krzysztof Czyżewski, emigrant z metropolii świata, osadnik sejneński z wyboru, założyciel "Pogranicza".
Ten underground to kultura alternatywna, teatry podziemne, amatorski ruch recytatorski, ludzie, którzy porwali się na recytowanie skazanego na zapomnienie przez PRL Czesława Miłosza, to podziemna rzeka zbuntowanej myśli, rzeka, która wbrew nurtom politycznym chciała płynąć pod prąd. Nie do ujścia, ale do źródeł.
- Miałem dziewiętnaście lat, gdy trafiłem do teatru Gardzienice. Byłem tam aktorem, instruktorem, takim facetem od wszystkiego. Ale ten teatr wiele mnie nauczył. Przede wszystkim warsztatu sztuki reżyserii, pracy z innymi aktorami.
Odszedł z Gardzienic po sześciu latach. Założył grupę "Arka".
W Poznaniu zaczął powstawać spektakl oparty na pieśni filiponów, czyli starowierów, zwanych jeszcze inaczej staroobrzędowcami, zbuntowanymi raskolnikami przeciwko reformom cerkwi w XVII wieku.
- Jeździliśmy ze spektaklem "Góry" na kolędowanie. Potem dodaliśmy do tego jeszcze poezje Cwietajewej. W Czarnej Dąbrówce pod Słupskiem spotkałem swoich przyjaciół, Bożenę i Wojciecha Szroederów, którzy pracowali w gminnym ośrodku kultury i mieli teatr "Berg", czyli Miasto. Nadal już razem pracowaliśmy nad spektaklem.
Globalna wioska
To właśnie na Kaszubach zaczął rodzić się pomysł wioski globalnej. Zbudowali namioty, zapraszali ludzi i mówili im o kulturach tradycyjnych. Właśnie w czasach, gdy następował rozpad społeczności na bezimienną emigrację miejską.
Czyżewski miał świadomość, że budowanie wioski globalnej to utopia, enklawa.
- Tkwiliśmy w podziemiu. To, co proponowaliśmy widzom, było jakby częścią wyuczonej roli. Musiałem podjąć decyzję. Zacząłem przygotowywać monodram "Garść wierzbowych gruszek", oparty na wierszach Miłosza, Szewczenki, Ficowskiego, Papuszy, na pieśniach żydowskich. Można rzec, że była to próba odtworzenia wielokulturowego miasteczka rzuconego przez los gdzieś na kresy. Grałem to po wsiach. Jeździłem po obrzeżach Polski.
No dobrze, sztuka syci duszę, ale żołądek jest zwykłym workiem, w dodatku żarłocznym.
Czyżewski z Piotrem Borowskim, też magikiem od Grotowskiego, założyli w stanie wojennym firmę czyszczącą dywany.
- Myśmy - mówi - przez kilka dni w miesiącu zarabiali tyle, że mogliśmy z tego żyć i jeszcze udzielali się artystycznie.
No więc czyścili dywany i myśleli, co napisał Frederico Garcia Lorca - to scenariusz dramatu. Ale Lorca napisał już "Krwawe gody", o których Czyżewski śni coraz szybciej, bo spektakl ma się nazywać "Tętent".
Miejsce w Sejnach
- W roku 1989 trafiłem do Sejn z teatrem. I wówczas zwierzyłem się Andrzejowi Strumille o pomyśle zamieszkania gdzieś na pograniczu, gdzie nie byłoby stworzonej globalnej wioski, ale gdzie ona istniałaby naturalnie. Wtedy powstał pomysł założenia fundacji. Zebrało się nas siedem osób: Wanda Wróbel, Szroederowie, moja żona, Wiesław Kaleta, Radosław Okulicz-Kozaryn i ja. Poszliśmy do notariusza. On poprosił każdego z nas po ówczesne dziesięć tysięcy złotych i zarejestrował Fundację Pogranicze.
- Pomysły mieliśmy różne, ale zawsze zwariowane. Napatoczył mi się mój były student z Wyższej Szkoły Sztuk Plastycznych w Poznaniu, rodowity kresowiak, urodzony w Krasnopolu w pobliżu Sejn. Został kustoszem Białej Synagogi w Sejnach. Powstała tam galeria. To był jakiś punkt zaczepienia.
Zdecydowaliśmy się na to miasto. Fundusze na projekt "Podróż na Wschód" otrzymaliśmy od Ministerstwa Kultury. W końcu roku 1990 znalazła się tam jeszcze jakaś rezerwa na utrzymanie fundacji. Dostaliśmy pięćset milionów starych złotych. Miasto dało nam jedno mieszkanie oraz zrujnowany dwór po pegeerze w Hucie pod Suwałkami.
Tak właśnie "Pogranicze" znalazło się na kresach.
Kresy północno-wschodnie są tyglem czarodziejskim, litewsko-białorusko-ukraińsko-żydowsko-polskim, z posmakiem tatarskim, staroobrzędowym, cygańskim, karaimskim.
- Dostaliśmy w użytkowanie Białą Synagogę - mówi Czyżewski - oraz część budynku po zbankrutowanej fabryce papuci. Andrzej Wajda, ówczesny senator, dał nam grant w wysokości pięćdziesięciu starych milionów na zagospodarowanie. Pojawił się także Czesław Miłosz. To on, Andrzej Strumiłło i Andrzej Wajda stworzyli lobby do rozmów z władzami. Staliśmy się wiarygodni. Pokazaliśmy w Sejnach "Tętent", a jednocześnie zadaliśmy sobie pytanie o dalsze nasze losy. Temperament artysty musiał być ukierunkowany na animację kultury. A to było miejsce zdewastowane kulturowo. Była tam pustka tożsamości, agresja wobec obcego. Litwin to był wróg, Żyd to był wróg.
W manifeście wyłuszczyli definicję pogranicza:
"W przestrzeniach pogranicza - napisali - życie duchowe nacechowane jest szczególną tolerancją, szerokością horyzontów. Niewątpliwie są to miejsca, które mają swoją siłę, własny klimat i niepowtarzalne bogactwo. Obecnie jednak coraz trudniej natrafić na takie miejsca pozostające w pierwotnej swej mocy i ocalające wszystkie wypracowane niegdyś wartości".
- Zrozumieliśmy - twierdzi Czyżewski - że nie kultura ludowa wyłącznie, ale coś własnego, innego niż kultura masowa, jest szansą, aby młodzi stąd potrafili znaleźć się w wielokulturowej Europie.
"Ten, kto dzisiaj uzna się za czynnego spadkobiercę dziedzictwa pogranicza - napisali w manifeście - powinien być świadom przede wszystkim dwóch wartości, które należy ocalić i praktykować. Są to szeroko rozumiana tolerancja, poszanowanie praw mniejszości, co jest tożsame, zwłaszcza w chwili obecnej, z odbudowaniem zgodnego sąsiedztwa i przezwyciężeniem wzajemnych urazów, oraz czuwanie nad ciągłością tradycji, dbałość o pamięć, o żywą obecność mądrości przodków. Staje się to dzisiaj wielkim wyzwaniem.
(...) Czujemy się oczywiście najbardziej związani z naszą rodzimą, polską tradycją, ale przecież dopiero rozpoznanie własnych korzeni jest doświadczeniem, które pozwala zrozumieć innych, przyjąć ich odmienność i wziąć udział w dojrzałym dialogu z innymi tradycjami.
- Takim punktem przełomowym było zaproszenie nas do Siedmiogrodu, gdzie młodzież zobaczyła wielką troskę o własną kulturę. W rewanżu musieliśmy zaprosić Siedmiogrodzian do siebie. I wówczas zadaliśmy sobie przerażające pytanie - co my im pokażemy? Zaczęła się edukacja. Jeździliśmy po Litwie, Białorusi, Wołyniu. Trzeba było zrekonstruować to, czego ludzie za komuny wyparli się.
Zacieranie granic
Zorganizowali wystawę "Stare, dobre Sejny", a potem przychodzące na zajęcia plastyczne miejscowe dzieciaki poprosili, by w ceramice zrekonstruowały dawny wygląd miasta. W swojej wyobraźni, w mniemaniu, w chęci, by dopisały do swojego domu jakąś historię, a potem zapaliły i postawiły na tej niesamowitej makiecie świeczkę. Kiedy zapłonęły już wszystkie ogniki dziecięcych uniesień, przybyli na wernisaż zobaczyli nagle swoje miasto nocą ze sto lat temu.
Czyżewski twierdzi, że nagle wartością stała się przeszłość.
Nad Sejnami pojawiły się dobre anioły. Wyszyły je na chorągwiach i sztandarach te same dzieci. Anioły prawosławne i katolickie, ascetyczne i bizantyjskie. Krążą bezszelestnie nad makietą ceramicznych Sejn, a więc i symbolicznie nad mieszkańcami.
- Społeczność Sejn, zarówno oglądając nasze spektakle, jak i uczestnicząc w wernisażach, nie zarzuca nam dydaktyki, bo my nie mówimy im, jak mają żyć. My szanujemy pamięć tych ludzi do zaszłości i historii. Kluczem do zszycia pogranicza jest moda generacja. Trzeba bowiem rozmiÄkczyÄ stare, rodzinne fobie. Droga wiedzie przez wzajemne obcowanie.
Teatr Sejneński rozpoczął działalność od drobnych zdarzeń teatralno-muzycznych, które miały być pretekstem do spotkań z ludźmi. Aktorami są studenci. Kapela Klezmerska odnalazła się w trakcie poszukiwań nad inscenizacją dramatu Salomona Rapaporta "Na pograniczu dwóch światów", który wystawiono pod tytułem "Dybuk". Kiedy wystawili "Wijuny", wykorzystali dwie pierwsze części "Dziadów" i otoczyli to opowieściami ludzi z okolic Lidy.
Od jesieni roku 1993 ukazuje się kilka razy w roku pismo "Krasnogruda", wydają własnym nakładem książki, foldery, albumy.
- Nam idzie cały czas o zatarcie granicy między moim terytorium i terytorium obcego. Nam chodzi o nasze terytorium, o pogranicze, które byłoby wspólnym dziedzictwem.
- Integracja powinna być niedostrzegalna - uważa Krzysztof Czyżewski - bo ludzie nauczyli się życia w gettach, w pewnych regułach gry pomiędzy różnymi nacjami. Tutaj, w Sejnach, dotyczy to Polaków i Litwinów. Dlatego powołaliśmy Radę Dziedzictwa Kulturowego Sejn i Sejneńszczyzny. Odkrywamy Polskę na nowo. Organizujemy przeglądy filmowe, plenery, sympozja, wystawy fotograficzne i projekty, jak choćby ten o domu rodzinnym - domu sąsiedzkim, gdzie dzieciaki do budowania w plenerze wspólnego domu dokładały jakiś swój element.
Stół - skojarzenie dzieci - jedzenie, święta, rodzina, odrabianie lekcji, drewno-brąz, goście, obrus, potrawy, świecznik, wazon, mama i tata, drzewo, wódka, muzyka, opłatek, uroczystość, karty, wesele, przyjęcie, sianko.
Okno - skojarzenia dzieci - szyby, lustro, rama, biel, czekanie, mama, deszcz, pierwsza gwiazdka, śnieg, podglądanie, sąsiad, choroba dzieci, żal, nuda, romantyczność, piękny widok, blokowisko, zdziwienie, łzy i płacz, tęsknota.
Kiedy stanął dom, Jaś z Wilna przysłał list:
"Teraz, gdy mam swój własny dom w Polsce i mają go też inne dzieci, które go budowały - możemy spotykać się i opowiadać o swoim domu".
Janusz Niczyporowicz
"Przegląd Tygodniowy" z dnia 7 lipca 1999 r.
7 lipca 1999
15 grudnia 2010 13:56
W "Przeglądzie Tygodniowym" ukazał się reportaż Janusza Niczyporowicza Na pograniczu.